Zamachy na cieszyńskich Piastów

Porwanie, trucizna, morderstwo... To tylko nieliczne przykłady, jak można było się dawniej pozbyć rywala. Czasem stosowano wyrafinowane sposoby nienoszące znamion zleconego zabójstwa, innym razem wcale nie przejmowano się, jaki będzie efekt końcowy. Najważniejszy był sam fakt zniknięcia konkurenta. 



Na każdym europejskim dworze, a zatem również na cieszyńskim zamku, działali różnego rodzaju szpiedzy. W czasach, kiedy nie było Internetu, metody szpiegowania i dowiadywania się o innych były dużo bardziej interesujące i wymagały nie lada zachodu. Szpiedzy stacjonowali na zamku w Cieszynie i przekazywali informacje swoim zleceniodawcom, ale też cieszyńscy władcy wysyłali swoich własnych szpiegów, którzy dostarczali im informacji o innych. Można śmiało powiedzieć, że dawniej każdy każdego szpiegował i czekał, aż drugiemu powinie się noga, żeby móc przejąć jego majątek czy objąć po nim urząd. Jeżeli jednak na taką sytuację trzeba było długo czekać, bo konkurent okazywał się niebywałym okazem zdrowia, to przyspieszano usunięcie rywala innym sposobem. Wtedy na zamku pojawiał się już nie szpieg, a wyszkolony i dobrze opłacony zabójca. Najlepsze i najpewniejsze było bowiem wysłanie konkurencji do wieczności, wtedy miało się pewność, że nie wyskoczy skądś nagle, by dochodzić swoich praw.

Odkąd Piastowie cieszyńscy postanowili złożyć hołd lenny królowi Czech, ich kariery polityczne niejednokrotnie nabrały dużego znaczenia. Wiązało się to jednak z faktem, iż wraz ze wzrostem pozycji społecznej przybywało im zwyczajnie wrogów (w tej kwestii my współcześni nie różnimy się od naszych średniowiecznych przodków). Przede wszystkim musieli oni zwracać większą uwagę na swoich piastowskich kuzynów. Nie dość, że nie wsparli oni jako jedni z pierwszych idei zjednoczenia Królestwa Polskiego pod berłem króla Władysława Łokietka, to również jako pierwsi zbratali się z jego konkurentem Janem Luksemburczykiem. Tym krokiem książę cieszyński Kazimierz I zapewnił niebywałe dotąd kariery wszystkich swoich dzieci, a sam popadł w konflikt nie tylko z Łokietkiem, ale też z biskupem krakowskim Bodzantą, który obrzucił go klątwą (choć w tej kwestii chodziło o ściąganie podatków przez księcia cieszyńskiego ze wsi pozostających w Biskupstwie Krakowskim, a nie będących już częścią Królestwa Czeskiego). Z drugiej strony byli oni cierniem w oku dla czeskiego i morawskiego rycerstwa, nie godziło się ono na tak wysokie urzędy dla książąt śląskich, uznając ich za zwykłych nuworyszów, którym te urzędy nie należą się, gdyż ich związek z Królestwem Czech był jeszcze mało ugruntowany, a i pochodzenie z piastowskiego rodu budziło zwyczajnie podejrzenia. Tak więc pozostali cieszyńscy władcy ze swoim księstwem wbitym jak klin pomiędzy Polską i Czechami, którego istnienie stanowiło swego rodzaju filtr na linii Praga – Kraków. W tej sytuacji nagła i niespodziewana śmierć mogła ich spotkać praktycznie na każdym kroku.

Dosyć tajemnicze są zatem okoliczności śmierci niektórych cieszyńskich Piastów. Zacznijmy więc od księcia Władysława, syna księcia Kazimierza I i jego żony Eufemii, księżniczki mazowieckiej. To właśnie on jako pierworodny syn był przeznaczony do objęcia tronu Księstwa Cieszyńskiego po śmierci ojca. Bardzo szybko znalazł się na dworze praskim w bezpośrednim otoczeniu cesarza Karola IV, pełniąc funkcję sędziego nadwornego. Nikt nie przypuszczał zatem, że jego świetnie zapowiadająca się kariera zakończy się równie szybko, jak się rozpoczęła. Jak relacjonuje włoski kronikarz Matteo Villani, książę Władysław pojechał w towarzystwie czeskiego możnowładcy Czenka i innych do Florencji, gdzie jako wysłannika cesarskiego przyjęto go z honorami. Podczas uczty wydanej na jego cześć miał zjeść węgorza, od którego się ciężko rozchorował i wkrótce po powrocie do Pizy zmarł. Władysław był ulubieńcem cesarza Karola IV i jego najwierniejszym dworzaninem, a jego śmierć miała być ostrzeżeniem dla cesarza, że jeżeli nie opuści Włoch to spotka go ten sam los. Warto zaznaczyć, że w trakcie wyprawy cesarza Karola IV do Rzymu doszło do wielu antycesarskich rozbojów i starć. Po tym zdarzeniu Karol IV rzeczywiście w pośpiechu opuścił Włochy, a ciało księcia cieszyńskiego na wieki spoczęło w podziemiach katedry w Pizie.

Podobno również młodszy brat Władysława – Bolesław, pełniący funkcję kapelana nadwornego na dworze cesarza Karola IV, a także będący jego osobistym spowiednikiem, nie zszedł z tego świata w sposób naturalny. Niestety brak jakichkolwiek bliższych informacji pozwala nam jedynie przypuszczać, że mógł on zostać otruty, podobnie jak jego starszy brat. Na pewno zgadzałoby się to z faktem, iż Przemysław I Noszak, który objął funkcję sędziego nadwornego po swoim zmarłym bracie Władysławie, do końca swojego życia obawiał się otrucia przez swoich wrogów, mając niewątpliwie w pamięci, co stało się z jego starszymi braćmi. W tym celu serwowane na stół księcia posiłki i trunki musiał kosztować specjalnie do tego przeznaczony sługa.

Pozycja księcia Przemysława I Noszaka u boku czeskich królów i cesarzy była tak wysoka, że aż dziwi fakt, iż nie zachowała się do naszych czasów żadna wzmianka o próbie zamachu na jego osobę. Niemniej za pozycję i wysokie urzędy ojca zapłacił życiem jego pierworodny syn – książę Przemko Młodszy (współcześni Przemysławowi I Noszakowi nie przezywali go „Noszakiem”, a zwali go Przemysławem I Starym, ze względu na jego młodszego imiennika – syna Przemka. Przydomek „Noszak” wymyślił Jan Długosz w swojej kronice, zwracając uwagę na chorobę księcia, która w ostatnich latach jego życia sprawiła, iż nie mógł się on poruszać o własnych nogach). Jak informują źródła pisane Przemko Młodszy zginął z rąk niejakiego Marcina, zwanego Chrzanem, w dniu 1 stycznia 1406 roku na drodze z Gliwic do Cieszyna. Zabójca nie działał sam. W kronice Jana Długosza odnajdziemy również informacje o jego wspólnikach – Piotrze Wątróbce i Janie Trzecieniu, a także czterech innych niewymienionych z imienia. Zabójcy działali z polecenia księcia opawsko-raciborskiego Jana II Żelaznego, który nie mógł znieść wysokiej pozycji księcia Przemysława I Noszaka na praskim dworze i objęcia przez niego urzędów gubernatora Czech, a następnie wikariusza Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Książę ów ze zwykłej zazdrości pragnął zemsty i upokorzenia cieszyńskiego władcy. Konflikt pomiędzy książętami zakończył dopiero podpisany 7 listopada 1407 roku pokój w Żorach. Opis kary, jaką wymierzył zabójcom swojego syna książę Przemysław I Noszak, zachował się w kronice Jana Długosza, toteż pozwolę sobie przytoczyć ów fragment: […] Przemysław Starszy książę cieszyński, oburzony niewinnej krwi syna swego przelaniem, taką zapalił się zemstą, że od Czechów i Morawców, a zwłaszcza jednego z panów Morawskich, dziedzica zamku Żampach, u którego rzeczony Marcin Chrzan był dworzaninem, głowę jego kupił za tysiąc sześćset kóp szerokich groszy Praskich, i sprowadziwszy go pod strażą rycerzy Cieszyńskich i Oświęcimskich sześćset koni wynoszącą do Cieszyna wobec wielkiego mnóstwa ludu, kazał winowajcę wsadzić w konia miedzianego, wewnątrz żarzystym pałającego węglem, i obwozić go po wszystkich ulicach i przedmieściach wokoło miasta Cieszyna; poczem trzej oprawcy rozpalonemi kleszczami ciało jego rwali po kawałku, na ostatek wyszarpali z niego wnętrzności: a tak rozlicznemi i najwymyślniejszemi kaźniami umęczony ducha wyzionął. Zostawił tenże Przemysław Młodszy jedynego syna Kazimierza. Podobnym sposobem traceni byli wspólnicy rzeczonego Chrzana, jako to Piotr Wątrobka, Jan Trzecień i inni czterej.

Druga połowa XV wieku przyniosła kolejne zamachy na cieszyńskich władców. Był to okres, kiedy poszczególne księstwa górnośląskie tracą swoich dziedziców. W tej zawierusze dochodziło do licznych sporów pomiędzy książętami. W wyniku konfliktu Piastów cieszyńskich z opolskimi najprawdopodobniej zmarł książę Przemysław II. Wiele faktów wskazuje na to, iż został on otruty z polecenia swoich opolskich kuzynów, chcących przejąć Księstwo Cieszyńskie. Opolscy kuzyni dopuścili się również zamachu na księcia cieszyńskiego Kazimierza II, do którego doszło 26 czerwca 1497 roku w Nysie. Podczas sejmiku nyskiego Mikołaj II, książę opolski, zaatakował z bliżej nieznanych nam dziś przyczyn księcia cieszyńskiego Kazimierza II oraz biskupa Jana Rotha, próbując obu ugodzić sztyletem. Atak, dzięki pomocy dworzan, zakończył się niepowodzeniem, a Mikołaj II, chcąc uniknąć odpowiedzialności za swój czyn, uciekł z ratusza i znalazł schronienie w znajdującym się nieopodal kościele św. Jakuba. Książę cieszyński nie mógł pozwolić, by tak niecny czyn uszedł wrogiemu kuzynowi na sucho, toteż wysłał w ślad za nim pogoń składającą się z najwierniejszych mu rycerzy. Ci, wbrew zwyczajowi, na osobisty rozkaz biskupa wrocławskiego wywlekli księcia sprzed ołtarza i wtrącili do lochu. Kazimierz II, Henryk ziębicki i biskup Jan Roth nie zastanawiali się długo, co zrobić z niedoszłym mordercą, i postanowili wydać go, nie bacząc na ówczesne prawo, pod sąd ławniczy w Nysie (Mikołajowi II jako księciu przysługiwał wyłącznie sąd królewski). Stronnicy księcia opolskiego zaczęli protestować, nawet próba wykupu go za olbrzymią sumę 100 000 złotych węgierskich nie dała rezultatu. Pod wpływem stanowczej decyzji Kazimierza II jako starosty generalnego Śląska zapadł najwyższy wyrok – kara śmierci poprzez ścięcie mieczem. Dodatkowo cieszyński władca, żeby jeszcze bardziej upokorzyć swojego kuzyna, nakazał, aby cały proces toczył się w języku niemieckim, wiedząc, że jego opolski krewniak nie zna tego języka (za faktem tym przemawiają dokumenty – wynika z nich jasno, iż książę opolski znał wyłącznie język czeski i polski). Skazanemu pozwolono jedynie na napisanie listu, w którym uczynił następcą we wszystkich należnych mu dobrach swojego jedynego brata Jana Dobrego. Wyrok sądu miejskiego na Mikołaju II wykonano niemal bezzwłocznie w celu zażegnania niebezpieczeństwa sprowadzenia z Opola odsieczy. Mikołaj II opolski został ścięty na rynku w Nysie w dniu 27 czerwca 1497 roku.

Kolejną postacią wśród cieszyńskich Piastów, której dobrze zapowiadającą się karierę przerwał zamach ze skutkiem śmiertelnym, był książę Fryderyk. Pomimo faktu, iż Fryderyk był pierworodnym, to z bliżej nieznanych przyczyn został przeznaczony do kariery duchownej. W 1503 roku został wysłany do Wiednia, gdzie otrzymał stanowisko rektora uniwersytetu. Następnie udał się do Włoch, gdzie rozpoczął studia. W 1506 roku, z pomocą ojca, otrzymał stanowisko prepozyta kolegiaty św. Krzyża we Wrocławiu i dziekana kapituły wrocławskiej. Niestety w wieku zaledwie dwudziestu kilku lat, książę cieszyński zmarł niespodziewanie w czerwcu 1507 roku we Włoszech, gdzie według szczątkowo zachowanych źródeł, został najpewniej otruty z czyjegoś polecenia. Jego zwłoki po dziś dzień spoczywają w katedrze w Sienie.

Najprawdopodobniej otruty przez swych dworzan został również książę cieszyński Adam Wacław, który zmarł 13 lipca 1617 roku w Cieszynie. O otrucie księcia oskarżono Erazma Rudzkiego z Rudz (marszałka i kanclerza ziemskiego), Wacława Pelhrzima (sędziego ziemskiego) i Piotra Gureckiego z Kornic. Oskarżycielem był Adam Bysiński z Bysiny, wprawdzie w 1622 roku wycofał zarzuty i obie strony zawarły ugodę, ale podejrzenie o otrucie księcia ciążyło na oskarżonych jeszcze długo po ich własnej śmierci. Jedyną możliwością, żeby potwierdzić śmierć Adama Wacława w wyniku działania trucizny, byłoby przeprowadzenie dokładnych badań na jego szczątkach, na co teoretycznie pozwala nam współczesna technologia.

Bardzo prawdopodobne wydaje się również, iż ostatni męski potomek Piastów cieszyńskich nie zszedł z tego świata w sposób naturalny. Zaledwie w rok po objęciu samodzielnych rządów w księstwie opuścił Cieszyn i udał się do Niderlandów, gdzie miał objąć stanowisko dowódcy okręgu wojskowego i pomóc cesarzowi w odbiciu obleganej przez wojska katolickie Bredy. Najpewniej komuś nie spodobał się ten fakt. Książę zmarł po krótkiej i nagłej chorobie (będącej zapewne wynikiem zatrucia) w dniu 19 sierpnia 1625 roku. Miał zaledwie 24 lata. Na nim w linii męskiej kończy się dynastia Piastów cieszyńskich. Władzę objęła jego siostra Elżbieta Lukrecja. Ta jednak odeszła do wieczności w wyniku udaru mózgu, o czym jasno informują nas zachowane źródła.