Przywykliśmy do
mityzowania historii. Romantyczne książki, filmy, seriale...
Współcześnie to właśnie one budują nasze wyobrażenie o życiu
przodków... Jednak ich codzienność wcale nie była romantyczna.
Żaden kraj, choćby był najbogatszym z krajów, nie był i
zwyczajnie być nie mógł, a nawet nie będzie krainą, wiecznej i
powszechnej szczęśliwości.
Czarna Śmierć w Cieszynie |
Sen z powiek mieszkańców
Księstwa Cieszyńskiego spędzały, prócz wojen, wszelkiego rodzaju
epidemie, które jeszcze pod koniec XIX wieku wywoływały obawy.
Strach w oczach wzbudzało sformułowanie „Czarna Śmierć”. Choć
powszechnie uznano, że Czarną Śmiercią nazywa się epidemię
dżumy, to przez wieki pod tym określeniem występowało kilka
różnych chorób zakaźnych zbierających śmiertelne żniwo wśród
ludności.
Na wszelkiego rodzaju
epidemie, a w szerszej perspektywie pandemie, najbardziej była
narażona stolica naszego księstwa – Cieszyn. Dziś, spacerując
cieszyńskimi ulicami, dostrzegamy jedynie romantyczne zaułki i
piękne wiedeńskie kamienice. Przenieśmy się jednak do
XIV-wiecznego Cieszyna. Brudnego Cieszyna, którego ulice tonęły w
zwierzęcych i ludzkich odchodach, gdzie, idąc ulicą Głęboką,
trzeba było uważać, by nie zostać oblanym zawartością czyjegoś
nocnika. Cieszyna, gdzie wszystko lądowało na ulicy: resztki z
warsztatów rzeźniczych, zgniłe warzywa i owoce, stare ryby i
mięso... Wreszcie do Cieszyna, w którym roiło się od szczurów,
myszy, wszy i pcheł z lubością baraszkujących wśród tego
wszystkiego. Mniej więcej tak wyglądał Cieszyn do XIX wieku. Choć
o czystość dbano już wcześniej i starano się sprzątać ulice,
to dopiero wiek XIX przyniósł rewolucję w podejściu do czystości.
Na wzór Wiednia i po przeprowadzonych reformach Marii Teresy i
Józefa II rozpoczęto budowę pierwszych podziemnych systemów
kanalizacji w Cieszynie. Cieszyn nie był w tej kwestii wyjątkiem,
tak wyglądały wszystkie europejskie stolice i większe miasta.
Epidemia Czarnej Śmierci w XIV-wiecznej Europie |
Sam brud i smród nie
przeszkadzał dawnym mieszkańcom Księstwa Cieszyńskiego. Z higieną
każdy był na bakier, toteż sporadyczne kąpiele nikogo nie
dziwiły. Najważniejszymi dniami kiedy brano kąpiel były Wielki
Piątek, Boże Ciało i Wigilia Bożego Narodzenia. Przez resztę
roku ludzie myli się rzadko. Jeszcze w XIX wieku na dworze cesarskim
w Wiedniu kąpiel odbywała się tylko w sobotę. Zmieniła to
dopiero cesarzowa Elżbieta „Sisi”, która myła się codziennie,
narażając się na złośliwe uwagi ze strony teściowej. Dwór był
wzorem dla poddanych, toteż dzięki cesarzowej stan higieny szedł
ku lepszemu. Niestety nie posiadamy dziś źródeł, czy w
Austro-Węgrzech dwór cesarski prowadził kampanię higieny. Taka
sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii, gdzie królowa Wiktoria
reklamowała swym wizerunkiem mydło! Na opakowaniach tego produktu
pojawiała się dobrotliwa królowa wręczająca mydło poddanym.
Największym jednak
niebezpieczeństwem był nie brud sam w sobie, a szczury i żerujące
na nich pchły, które roznosiły śmiertelne bakterie. Szczury były
bowiem istną plagą nie tylko Księstwa Cieszyńskiego, ale całej
ówczesnej Europy. Swego rodzaju naturalna broń biologiczna, i wcale
nie jest to stwierdzenie przesadne, gdyż w średniowiecznej Europie
w czasie wojny wrzucano zakażone szczury i ciała zmarłych na dżumę
do otoczonych murami miast w celu wytrzebienia ich mieszkańców.
Dziś wiemy, że
przyczyną epidemii były szczury roznoszące bakterie biorące się
z brudu. Jednak to, co jest oczywiste współcześnie, wcale takim
nie było w średniowiecznej i nowożytnej (przynajmniej do XVIII
wieku) Europie. Według tamtych mieszkańców za epidemie odpowiadały
niebiosa i czarownice. W 1345 roku jeden z najważniejszych w Europie
instytutów medycyny w Paryżu uznał, że za epidemię Czarnej
Śmierci odpowiada niekorzystna koniunkcja trzech planet, która
powoduje złe powietrze. Było to później najbardziej
rozpowszechnione wytłumaczenie.
Czarna Śmierć czy,
ogólnie mówiąc, choroba miała postać ludzką, a więc ulegała
bardzo często personifikacji. Do naszych czasów zachowały się
dwie legendy związane z wybuchem epidemii w Księstwie Cieszyńskim.
Co ciekawe obie podają właśnie Cieszyn jako zarzewie choroby.
Pierwsza opowiada o tajemniczym pielgrzymie, który odwiedził jedną
z cieszyńskich karczm — „Oberżę pod Modrą Gwiazdą”.
Pielgrzym okazał się Czarną Śmiercią we własnej osobie i rzucił
na miasto przekleństwo. Druga z legend opowiada z kolei, że pewnego
dnia na Wyższej Bramie w Cieszynie pojawiły się cztery tajemnicze
postacie, które okazały się czterema śmierciami. Jedna mocno
utykała na nogę i rzekła swym towarzyszkom, że zostaje w mieście.
Trzy pozostałe śmierci rozeszły się dalej po księstwie. I tak
oto na drugi dzień cieszyńskie kościoły dzwoniły już pierwszym
ofiarom konajączkę.
Sprawa wcale nie była
zabawna. Kiedy choroba docierała do wsi w naszym księstwie, to
odpowiedzialne za nią były czarownice! O czary można było
posądzić każdego, a w szczególności sąsiada czy sąsiadkę, z
którym nie najlepiej nam się układało. Wystarczyło zwykłe
podejrzenie, by trafić przed sąd do Cieszyna. Sędziowie poddawali
potencjalną czarownicę torturom, a że mało kto je wytrzymywał,
winna czy nie, w końcu przyznawała się i sąd skazywał ją na
śmierć.
Jednak choroba dalej
zbierała śmiertelne żniwo. Wbrew powszechnemu mniemaniu usunięcie
przyczyny (czarownicy) nie zlikwidowało uroku, a więc skutku
(choroby). Coś nie podziałało jak trzeba i albo czarownica nie
była czarownicą, albo przyczyna tkwiła gdzie indziej. Po kilku
nieudanych próbach zabijania czarownic jako przyczyny choroby
zaniechano w końcu tego procederu. Z chorobą trzeba sobie było
radzić inaczej. Jednak nie tylko czarownice ginęły z powodu
choroby. Kolejną grupą podejrzanych byli obcy, czyli Cyganie i
Żydzi, których bardzo często obarczano winą za sprowadzenie
plagi.
Największe epidemie,
odnotowane w źródłach, nawiedziły Księstwo Cieszyńskie w 1351,
1570 i 1585 roku. Z czego najtrwalej w historii zapisała się ta
ostatnia. Epidemia, która wybuchła w 1570 roku jest bliżej
nieznana. Nie wiadomo czy chodziło o dżumę, cholerę, a może
jeszcze coś innego. Z zapisków kronikarzy wiemy, że w jej trakcie
książę cieszyński Wacław III Adam osobiście leczył poddanych.
Podobno książę interesował się medycyną, toteż w jego zamkowej
bibliotece znajdowało się sporo ksiąg medycznych, na których
podstawie zgłębiał wiedzę o ówczesnej medycynie.
Z najpoważniejszą
epidemią, tym razem prawdziwej dżumy, zmagała się jego żona
Sydonia Katarzyna w 1585 roku, która podobnie jak jej zmarły kilka
lat wcześniej mąż, nie pozostawiła swoich poddanych w potrzebie,
podejmując wszelkie starania, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się
choroby. Ofiar było tak wiele, że nie starczało miejsca, by chować
umarłych. Księżna odstąpiła Radzie Miejskiej swoje ogrody poza
miastem, gdzie założono „cmentarz choleryczny”, na którym
chowano ofiary epidemii. Po ustąpieniu choroby w dowód wdzięczności
księżna ufundowała w tym miejscu kościół, który po kilku
przebudowach stoi do dziś. To kościół św. Trójcy. Wokół niego
rozciągał się najstarszy cieszyński cmentarz. Ironia, a może
nieodpowiedzialna władza sprawiły, że dziś w miejscu „cmentarza
cholerycznego” bawią się dzieci, na zlokalizowanym tu palcu
zabaw. Gdzieś tam głęboko w ziemi, pomimo upływu kilkuset lat,
nadal siedzą cicho bakterie dżumy.
Znane są też inne,
znacznie późniejsze epidemie, które dotknęły Księstwo
Cieszyńskie. Choćby epidemie cholery, gruźlicy czy czarnej ospy.
Epidemia tej ostatniej nękała Księstwo Cieszyńskie jeszcze w
drugiej połowie XIX wieku i na początku wieku XX. Przykładowo w
1878 roku wybuchła epidemia czarnej ospy w Łąkach nad Olzą.
Pierwszą odnotowaną w księdze zgonów ofiarą czarnej ospy był
zaledwie pięcioletni Franciszek Mazur, syn chałupnika Jana Mazura,
który zmarł 22 września 1878 roku. Najwięcej ofiar choroba
pochłonęła w 1880 roku. Ostatnią ofiarą epidemii była Anna Kos,
córka Alberta Kosa, która zmarła 30 maja 1882 roku. W ciągu
czterech lat trwania epidemii w miejscowości Łąki nad Olzą zmarły
34 osoby, czyli 1/4 ówczesnej ludności.
A w jaki sposób radzono
sobie z epidemią? Żeby choroba nie rozprzestrzeniała się,
podejmowano odpowiednie kroki zapobiegawcze. Przykład, który podam
będzie makabryczny, ale jak na ówczesne czasy było to doskonałe
rozwiązanie. Załóżmy, że w Cieszynie stwierdzono zakażenie
dżumą u jednej osoby. Natychmiast zakazywano jej i jej rodzinie
opuszczać dom, a następnie zamurowywano taką rodzinę żywcem. Tym
samym rodzina została skazana na niechybną śmierć. To rozwiązanie
miało jednak pewne wady. Owszem odizolowano chorobę od reszty
miasta, ale w dalszym ciągu w domu pozostawały szczury, które
potrafią przejść przez każdą szczelinę. Skażone ciała
zmarłych stanowiły pokarm dla szczurów, które, kiedy straciły
żywicieli, wychodziły dalej, roznosząc śmiertelną chorobę,
której w tym momencie powstrzymać się już nie dało.
Jan Muthman, Wierność Bogu i Cesarzowi czasu powietrza morowego należąca |
Zapobieganie to jedno,
leczenie drugie. Akurat w przypadku dawnych sposobów leczenia
Czarnej Śmierci mamy nieocenione źródło. To napisana w 1716 roku
książka pt. Wierność Bogu i Cesarzowi, czasu powietrza
morowego należąca, autorstwa cieszyńskiego archidiakona Jana
Muthmanna. Autor rozwodzi się na początku o terminologii choroby,
przyczynach, które upatruje w naturze, ludziach i Bogu. Co ciekawe z
naturalnych przyczyn wymienia tutaj południowe wiatry i mgły
śmierdzące a długo trwające... W przyczynach ludzkich
Muthmann podaje smrody przeciwne i nieczystości, a także w
człowieku różne nieczyste wilgotności. Natomiast przyczyny
Boskie to przykładowo: obłuda, wzgardzenie słowa Bożego,
bałwochwalstwo itp. Muthmann pisze też o sposobach moru,
przykładach moru i końcu moru. Zapobiegać epidemii należy zgodnie
z poradnikiem poprzez wiarę w świętych obcowanie i cnoty, wśród
których wymienia: życie w bojaźni Bożej, miłowanie
Boga ponad wszystko. Kolejna część poradnika to zbiór
modlitw, jakie należy wznosić do Boga w czasie epidemii. Ciekawą
częścią książki jest rozdział traktujący o wierności
cesarzowi w czasie moru. Rozdział rozpoczyna się od słów Jezusa:
Oddawajcie co jest Cesarskiego Cesarzowi, a co jest Bożego Bogu.
Muthmann nakazuje tutaj modlitwy o cesarza, przypominając wszystkim,
iż jest on księciem Dolnego i Górnego Śląska. Najciekawsza jest
jednak ostatnia część poradnika, gdzie Muthmann podaje receptury
tajemniczych mikstur leczniczych. Jedną z nich jest gorzałka
przeciw jadu morowemu, którą przygotowywano z następujących
składników: aloesu, mirry, korzenia cytwaru, korzenia goryczki,
korzenia dzięgielu litworu, dziewięćsiłu, liści senesu i
driakwi. Współcześnie większość składników jest praktycznie
nieznana, nie mówiąc już o ich dostępności. Poza hurtowniami
farmaceutycznymi są raczej niedostępne dla zwykłych ludzi. Dawniej
te wszystkie składniki można było kupić w aptece lub po prostu
zebrać w przyrodzie. Z poradnika Muthmanna dowiadujemy się też, że
w czasie zarazy przygotowywano np. ocet morowy, gorzkie wino czy
zielone piwo.
Temat Czarnej Śmierci
traktowany jest historycznie, ale bakterie dżumy wcale nie zniknęły.
Nadal w światowych, najnowocześniejszych laboratoriach nie
znaleziono lekarstwa na dżumę. Bakteria ta okazuje się
najodporniejszą ze wszystkich. Nie można jej w ostateczny sposób
zwalczyć ani naturą, ani chemią. Co roku na świecie tysiące
osób, w dalszym ciągu umiera na tę chorobę. W Europie Czarna
Śmierć zdaje się tak historyczna, że nawet nie pomyślelibyśmy o
niej, dostrzegając u siebie pierwsze objawy. Ba! Nawet lekarze w
pierwszym stadium choroby pomyliliby ją ze zwykłym przeziębieniem.
Niebezpieczeństwo nigdy nie zostało zażegnane i choć choroba jest
trzymana w ryzach, to nadal istnieje duże prawdopodobieństwo jej
nagłego i równie tragicznego w skutkach powrotu, co kilkaset lat
temu.