Amore et non dolore,
czyli kochać i nie cierpieć, jak głosi dewiza Stołecznego
Książęcego Miasta Cieszyna, w którego herbie znajduje się
otwarta na oścież miejska brama, a nad nią wznosi się książęcy
orzeł. Otwarta brama na przestrzeni wieków była symbolem
gościnności cieszyniaków, a książęcy orzeł symbolizował
porządek prawny cieszyńskich Piastów. Miejski symbol jasno mówił
przyjezdnym: Jesteś u nas mile widziany, ale przestrzegaj naszego
prawa!
W dawnym Cieszynie
cierpieli ci, którzy dopuścili się jakiegokolwiek przestępstwa.
Dla takich ludzi Cieszyn był miejscem sądu ostatecznego,
najczęściej w sensie dosłownym, gdyż jako miasto stołeczne
Cieszyn posiadał wyłączne prawo karania śmiercią. Na ulicy
Katowej (dziś Kiedronia) przy Kurzym Targu (obecnie ul. Bóżnicza)
mieściły się dawniej dom kata i izba tortur. Miejsce to porządni
cieszyńscy mieszczanie omijali szerokim łukiem, a spojrzenia w oczy
samemu katowi bali się jak ognia. Nad miastem wznosiła się również
Szubieniczna Góra (obecnie Wzgórze Mały Jaworowy, czyli popularnie osiedle na Zorze), która musiała być bardzo
ważnym punktem topograficznym dawnego miasta, skoro Mateusz Merian
postanowił zaznaczyć je wraz z szubienicą (zbudowaną podobno z resztek klasztoru Bernardynów zburzonego w okresie Reformacji) na słynnej panoramie
Cieszyna. Każdy skazaniec idący na śmierć mógł się pomodlić
przy Kapliczce Skazańców (obecnie pod wiaduktem przy ul.
Bobreckiej), do której prowadził owiany od średniowiecza złą
sławą Czarny Chodnik (to właśnie nim prowadzono skazanych na
śmierć od domu kata, obok Kapliczki Skazańców na Szubieniczną
Górę). Kapliczka Skazańców, Czarny Chodnik i miecz katowski (w
zbiorach Muzeum Śląska Cieszyńskiego) to jedyne zachowane do dziś
elementy dawnego wymiaru sprawiedliwości.
Szubieniczna Góra w panoramie Cieszyna z 1650 roku |
Osoba kata
W Cieszynie i tym samym
całym Księstwie Cieszyńskim historia urzędu kata sięga XIII
wieku. Urząd ten był dziedziczny, a krwawym rzemiosłem trudniły
się takie cieszyńskie rody jak: Miexnerowie, Brücknerowie czy
Kreislowie. Ostatnim cieszyńskim katem był niejaki Andrzej Generol
pracujący od 1771 do 1780, kiedy ostatecznie zlikwidowano ten urząd.
Nieistniejący dziś Dom Kata w Cieszynie ok. 1960 r. |
Była to praca całkiem
dobrze płatna jak na owe czasy i obfitowała w liczne dodatkowe
przywileje, co nie powinno dziwić, gdyż kat był miejskim
urzędnikiem. Rada Miasta Cieszyna łożyła niemałe sumy na
utrzymanie miejskiego oprawcy, a także zapewniała mu mieszkanie
służbowe (wspomniany dom kata), pokrywała naprawy związane z
utrzymaniem domu i „warsztatu”, zapewniała mu drewno na opał, a
nawet oferowała łąkę do wypasu bydła domowego poza murami
miasta. Wiemy, że płaca cieszyńskiego kata znacznie przewyższała
nawet wypłatę burmistrza Cieszyna, co wiązało się z faktem, iż
kat był opłacany przez Rady Miast: Cieszyna, Frysztatu, Frydka,
Skoczowa, Strumienia, Bielska i Jabłonkowa. Zdarzały się również długi, gdzie
w 1712 roku Frysztat zalegał z opłatą za kata aż przez 43 lata co
skutkowało długiem wobec Cieszyna w wysokości 86 talarów.
Strumień zalegał 16 talarów.
Kat cieszyński posiadał również swoich
pomocników. W aktach miasta Żywca pod rokiem 1688, odnajdujemy
informację, że oskarżony o rozbój, był ściąt i ćwiartowan, na
którego czterze kacia z Cieszyna przybyli. Cieszyński kat w asyście swoich
pomocników: na placu tedy ścinając go, jeden klęczącemu za włosy
trzymał głowę, a drugi ściął, w tym ciało na ziemię upadło a
on głowy nie dopuszczając na ziemię dotrzymał i w ręce głowę
za włosy trzymając, około stojącym prezentował.
Dodatkowym źródłem
dochodów miejskiego kata było udzielanie przez niego „krwawych
usług” w innych miejscowościach, co przynosiło mu nie tylko
zyski, lecz także powszechną sławę i pochwałę dobrze wykonanej
pracy. Wiadomo również, że cieszyńscy kaci świadczyli swoje
„usługi” również poza granicami Księstwa Cieszyńskiego, np.
w Żywcu w Królestwie Polskim czy w Trenczynie na Węgrzech, gdzie
słynęli ze swej mistrzowskiej roboty, ale jednocześnie byli
uznawani za stosunkowo drogich.
Rada Miasta oferowała
też katom dość specyficzną możliwość dodatkowego zarobku.
Mianowicie chodzi o prowadzenie lupanarów. Cieszyńskie prostytutki
znane były powszechnie w księstwie i poza nim ze swoich usług, z
których dochód był tak spory, że kat współdzielił go z Radą
Miasta, a ta przekazywała pieniądze na bieżące naprawy miejskich
dróg, murów, bram itp. Mało tego, skoro dom publiczny był
prowadzony przez miejskiego urzędnika, to radni korzystali z niego
zazwyczaj bezpłatnie. Zwykle jednak to żona kata była rzeczywistą
zarządczynią domu uciech wszelakich czy, jak kto woli, czerwonych
latarni.
Z jednej strony korzyści
finansowe, z drugiej zaś społeczna pogarda i napiętnowanie. Jak
już wspomniano kat był urzędnikiem miejskim, ale podczas
publicznej egzekucji część winy automatycznie przechodziła na
oprawcę. Tak więc kat był raczej samotnikiem funkcjonującym
gdzieś na marginesie społecznym. Związany też był z
przedstawicielami cieszyńskiego półświatka i szemranymi
interesami. Pomocnicy kata mieli nawet zakaz spotykania się z
mieszczanami, a obowiązkiem samego kata było dbanie o to, by zakaz
ten był przestrzegany.
Strój samego kata różnił
się nieco od tych, które znamy z filmów historycznych. Kręcone w
Hollywood filmy utrwaliły w naszej wyobraźni obraz mężczyzny w
czarnej szacie i z zakrytą twarzą, co jest wizerunkiem kata z kręgu
kultury anglosaskiej. Twarz naszego kata, choć też zakładał
kaptur, cała była widoczna; w czasach nowożytnych kaci zakładali
nawet wyszukane czapki czy kapelusze. Chodziło tu o rozpoznawalność,
szczególnie w czasie „egzekucji objazdowych”, zgromadzony lud
kojarzył wykonywaną pracę z konkretną twarzą. Egzekucja była
widowiskiem zorganizowanym ku przestrodze, toteż kat stawał się
głównym aktorem krwawego spektaklu. Kiedy ludzie zobaczyli w
mieście konkretnego kata, już wiedzieli, jakiego widowiska mogą
się spodziewać. Nieodłącznym elementem katowskiego stroju były
rękawice, które pozwalały uniknąć oprawcy publicznego skalania
rąk krwią swej ofiary. Wszystko bowiem co dotykało ciała ofiar, w
powszechnej świadomości funkcjonowało jako nieczyste.
Zbrodnia i kara
Przestępców sądzono w
trzech miejscach na terenie Cieszyna: 1. w Sądzie Zamkowym,
mieszczącym się na zewnątrz, obok bramy wjazdowej do zamku, przy
której znajdowała się kamienna ława otoczona lipami. W tym
miejscu jeszcze w 1611 roku książę cieszyński Adam Wacław
osobiście skazał na ścięcie trzech Wałachów oskarżonych o
zamordowanie kupców żywieckich; 2. w budynku Sądu Ziemskiego przy
ul. Sejmowej, gdzie toczyły się rozprawy szlacheckie; 3. w budynku
Ratusza Miejskiego.
Do powszechnych tortur
stosowanych przez katów należały: osadzanie, publiczne obnażanie,
unieruchamianie, podwieszanie, rozciąganie, miażdżenie, nakłuwanie
i przypalanie. Z kolei wyroki śmierci, na jakie skazywał cieszyński
sąd, zawierały: wieszanie, ścinanie mieczem lub toporem (w
zależności od popełnionego czynu i statusu społecznego),
publiczną chłostę, wyświecenie (wygnanie), piętnowanie,
ćwiartowanie, topienie, zakopywanie żywcem, nawlekanie na
zaostrzony pal, mutylację (pozbawianie fragmentów ciała) i łamanie
(najczęściej za pomocą koła).
Liczne przykłady kar za
popełnione zbrodnie zachowały się w starych cieszyńskich księgach
sądowych. Choć sądy stosowały czasem dość wymyślne kary, to
chyba żadna z nich nie przebije wyroku, jaki w 1406 w Sądzie
Zamkowym wydał książę Przemysław I Noszak. Książę był
człowiekiem światowym, obeznanym w prawie europejskim, toteż
wyrok, jaki wydał, wstrząsnął naszą częścią Europy tak mocno,
że rozpisywali się o nim kronikarze zarówno czescy, jak i polscy
czy węgierscy. Książę rozkazał zabójcę swego syna Przemysława,
niejakiego Macieja Czecha zwanego Chrzanem, posadzić na rozgrzanym
koniu miedzianym i jego ciało szarpać rozżarzonymi do białości
obcęgami.
Z kolei w 1583 roku
Barbarę Geheln za uprawianie nierządu oraz liczne kradzieże
cieszyński sąd skazał na zaszycie w worku i wrzucenie do Olzy.
Martwą kobietę pomocnicy kata wyciągnęli z rzeki i zakopali pod
szubienicą.
W cieszyńskiej księdze rachunkowej
zapisano pod datą 15 maja 1655: Dano Mistru Poprawnimu 2 lolary a 13
grussu, od gedney Zlodiejky a Kurwy, tak rzeczene Kassky Witkowe,
ktera byla przi Prengirzi trzema metlami Zmrskana a z mesta
wywedena.
Z 1605 roku pochodzi
wyrok, jaki zapadł wobec Jakuba Huba. Został on skazany na wodzenie
wokół słupa. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że
skazańcowi nacięto wcześniej brzuch, wyciągnięto kawałek jelita
i przybito do słupa. Skazaniec, chodząc wokół słupa, właściwie
się wypatroszył. Na koniec został ścięty katowskim mieczem.
17 marca 1611 roku miał
miejsce wspominany już proces trzech Wałachów skazanych przez
księcia Adama Wacława na ścięcie. Proces ten miał jednak ciąg
dalszy, gdyż Wałasi sprzedali zrabowane łupy niejakiemu
Chorwatowi, który był na służbie u księcia cieszyńskiego. Ów
Chorwat, który rzekomo znał kilka języków: niemiecki, węgierski,
polski, czeski, chorwacki, morawski włoski i francuski, został
ścięty za współudział 18 marca 1611 roku pod pręgierzem na
cieszyńskim rynku. Głowę jego umieszczono na murach miasta, żeby
odstraszała ewentualnych naśladowców. Zawieszanie zwłok skazańców
na miejskich murach było bowiem powszechną praktyką w
zachodnioeuropejskich miastach, do których zaliczano dawniej
Cieszyn. Praktyka ta była świadectwem i znakiem dla przyjezdnych,
że w mieście dobrze działa wymiar sprawiedliwości.
31 maja 1611 roku sądzono
złotnika Joachima i mincerza Jana za fałszowanie pieniędzy.
Złotnika wyprowadzono poza obręb murów miejskich, zawiązano mu
oczy, kazano uklęknąć, a następnie kat odciął mu najpierw prawą
rękę, a potem głowę. Mincerza Jana natomiast zawleczono na
Szubieniczną Górę i tam żywcem spalono na stosie.
W 1696 roku poobcinano
ręce dziewięciu zbójnikom, następnie kończyny przybito do deski
i wystawiono na widok publiczny przed bramą miejską. Samych
zbójników poćwiartowano publicznie na rynku w Cieszynie.
Warto wspomnieć, że na
równi z ludźmi sądzone były też zwierzęta, czego niezbitym
dowodem jest akt sądowy z Cieszyna, w którym czytamy, że pewnego
pachołka oskarżono o rozwiązłość seksualną z klaczą. Sąd
skazał zarówno pachołka, jak i klacz na spalenie żywcem na
stosie. Wyrok ten jest o tyle niezrozumiały, że to klacz była
ofiarą gwałtu, skrzywdzoną przez kogoś kogo dziś oskarżylibyśmy
o zoofilię, a została uznana za współwinną czynu i spalona razem
ze swym oprawcą...
Ciekawy wydaje się również opis zdarzenia z XVIII wieku. Otóż w Hermanicach koło Opawy rozgrzebano 30 grobów domniemanych upiorów. W 10 z nich nie stwierdzono żadnych znamion na złożonych tam szczątkach i groby zasypano. W pozostałych dwudziestu przypadkach, pomimo tego, że zmarli przed rokiem lub nawet dwoma, stwierdzono obecność krwi, dlatego odrąbano zwłokom głowy, przebito serca i spalono na popiół. Tą egzekucją na upiorach miało się zająć wielu katów przybyłych z Cieszyna, Karniowa i Opawy. Sprawą zajmowała się sama Cesarzowa Maria Teresa, która wydała dyrektywy sprawdzania wampiryzmu.
Dzisiaj tego typu wyroki
uznalibyśmy za akty barbarzyństwa, jednak nie należy oceniać
czasów minionych przez pryzmat współczesności. Taki był właśnie
dawny wymiar sprawiedliwości, to był obraz cywilizacji. W dodatku
osoba kata wymuszała na mieszkańcach miasta bezwzględne
przestrzeganie prawa. Właściwie nie trzeba było zamykać swoich
domostw, bo też nikt przy zdrowych zmysłach nie odważył się do
nich wejść nieproszony. Drobne kradzieże na miejskich targach były
natychmiastowo piętnowane i karane. Śmierć od katowskiego miecza
nie była godna, toteż nikt z porządnych i szanowanych mieszczan
nie chciał szargać swojej opinii ani też splamić honoru rodziny
poprzez czyn haniebny...
Bibliografia:
Witold Iwanek, Jak
cieszyński kat sprawował swe rzemiosło, „Głos Ziemi
Cieszyńskiej” 1975, nr 25.
Szymon Wrzesiński, Kat
w dawnej Polsce, na Śląsku i Pomorzu, Zakrzewo 2010.