Szósty grudnia to dzień
wyczekiwany przez wszystkie dzieciaki w Księstwie Cieszyńskim.
Rodowód tego dnia nosi znamiona iście pogańskie, stąd wyłącznie
dzieci z kręgu krajów słowiańskich otrzymują w grudniu prezenty
dwa razy. W sumie to powinny trzy, ale o tym przy innej okazji.
Weles |
Pierwowzorem św.
Mikołaja na naszych ziemiach był Spas Zimowy. Niestety niewiele
wiadomo na jego temat. Jest on najbardziej zagadkową postacią w
mitologii słowiańskiej. Pewnym jest jednak, że św. Mikołaj
przyjmował się w kręgu słowiańskim dosyć opornie skoro do dziś
w niektórych rejonach Słowiańszczyzny zachowało się powiedzenie:
poproś Mikołaja, on przekaże Spasowi. Badacze tematu
przypuszczają, że pod tym pseudonimem ukrywa się Rogaty Pan, czyli
bóg zaświatów Weles. Weles był podziemnym bogiem magii, przysiąg,
sztuki, rzemiosła, kupców, a przede wszystkim bogactwa. Pełnił
także funkcję opiekuna nad bydłem. Było to jedyne brodate bóstwo
rozdające ludziom jakiekolwiek dobra. U Słowian istniał także
zwyczaj zżęcia snopa zboża, który nazywano brodą Welesa.
W czasach chrześcijańskich ten sam snop przybrał miano brody
Mikuły, czyli Mikołaja. Do dnia dzisiejszego na ziemiach
wschodniej Słowiańszczyzny, w tym także w niektórych regionach
wschodniej Polski, prawosławne podania ludowe opowiadają o św.
Mikołaju jako strażniku bram zaświatów, a więc bezpośrednio
przejąłby on funkcję słowiańskiego Welesa. Z naszych
najbliższych stron warto też dodać, że istnieją zapisy
etnograficzne, w których mieszkańców Beskidu Śląskiego, posądza
się o przemiany w wilkołaki. Wiązało się to ze zwyczajem
kolędników, którzy obracali kożuchy na odwrót i udawali wilki.
Ten zwyczaj wywodzi się z czasów przedchrześcijańskich, gdzie w
okolicach 6 grudnia istniało jakieś święto ku czci boga Welesa.
Lud śląski traktuje św.
Mikołaja jako patrona bydła, co jest bezpośrednią analogią do
słowiańskiego Welesa. Dawniej w stajniach, chlewach, oborach
zawieszano mały obrazek św. Mikołaja, gdyż wierzono, że ochroni
on zwierzęta przed wszelkimi plagami, a także ustrzeże je przed
wilkami. Jeszcze na początku XIX wieku w dniu 6 grudnia składano w
kościele, prócz datków pieniężnych, także ofiary w postaci
żywych gęsi, kogutów, itp. W tym dniu chłopi nie używali
bydła do żadnych prac w obejściu.
Święty Mikołaj, pocztówka z 1911 r. |
Z najstarszych
zachowanych zapisków pochodzących jeszcze ze średniowiecza, można
się dowiedzieć o obdarowywaniu dzieci przez św. Mikołaja. Już
wtedy św. Mikołaj odwiedzał dzieci w asyście aniołów, diabłów,
żołnierzy i, co ciekawe, Żydów. Niestety nie zachowały się do
naszych czasów bezpośrednie dokumenty o tym czy taki św. Mikołaj
odwiedzał cieszyński zamek, ale mając do dyspozycji materiały z
innych śląskich zamków jest to niemal pewne. Tradycja, jak mówią
kroniki, była praktykowana na dworze książąt opolskich i
raciborskich, z których przecież wywodzą się książęta
cieszyńscy, zatem zwyczaj przyjmowania św. Mikołaja na cieszyńskim
zamku musiał być praktykowany.
Tradycyjny strój św. Mikołaja ze zbiorów Muzeum Śląska Cieszyńskiego |
Także w średniowieczu,
a tradycja ta przetrwała w formie niemalże niezmienionej do dziś,
św. Mikołaj, w ubiorze biskupim (to ważne, bo konkurencją jest
dla niego amerykański skrzat w czapie z pomponem), chodził od domu
do domu, gdzie znajdowały się małe dzieci. Pukał wtedy do okna,
lub drzwi, wchodził do izby i zaczynał rozmowę z dziećmi.
Grzecznym i dobrym dzieciom dawał prezenty w postaci owoców i
zabawek, niegrzecznym i leniwym oberwało się rózgą i dostawały
oszkrabiny. Przez cały rok ten dzień nie do końca był
wyczekiwanym przez dzieci, bardziej był wtedy postrachem. Z resztą, patrząc współcześnie, kto z nas nie pamięta jak bał się św. Mikołaja...
Mikołaje z Istebnej, 1937 r. |
W Księstwie Cieszyńskim
korowód mikołajowy mógł liczyć nawet 12 osób. Tak bywało
jeszcze przed drugą wojną światową. Tradycyjnemu św. Mikołajowi,
ubranemu w ornat biskupi towarzyszyli aniołowie, diabły, baba, Żyd, Cygan i Cyganka, śmierć oraz
kominiarz. W okresie międzywojennym w okolicach Jabłonkowa
pojawiała się jeszcze jedna postać Mikołajka – kobieta
ubrana w strój cieszyński niosąca kosz pełen słodyczy (prawdopodobnie to tylko nazwa i jest ona tożsama z babą).
Mikołaje w Górkach Wielkich, 1958 r. |
Uważam, że w czasach,
gdzie od początku listopada zalewani jesteśmy popkulturowym Santa
Clausem z reklam Coca Coli, pamięć o naszych pierwotnych,
cieszyńskich tradycjach jest bardzo ważna. Mikołaj w Księstwie
Cieszyńskim od zawsze chodził w ornacie biskupim, miał brodę, w
jednej ręce trzymał pastorał, a w drugiej wór z prezentami.
Cieszyński św. Mikołaj nie włazi przez komin jak złodziej, tylko
przez drzwi. Cieszyński św. Mikołaj nie wpycha prezentów w
skarpety, tylko wręcza je dzieciom osobiście, albo zostawia obok
łóżka. Cieszyński św. Mikołaj przychodzi w asyście anioła,
diabła, baby, kominiarza, żołnierza, Żyda i ewentualnie
Mikołajki. Cieszyński św. Mikołaj nie jeździ też saniami
zaprzężonymi w renifery, tylko przemierza krainę pieszo.
Cieszyński św. Mikołaj jest prawdziwy, reszta to amerykańska, nic
nie warta podróba.
PS: Jeżeli byłem zbyt
brutalny dla Santa Clausa, to przepraszam. Wynika to z faktu, że
opowiadając kiedyś grupie dzieciaków i im rodzicom o naszej
cieszyńskiej rotundzie pw. św. Mikołaja pokazałem wizerunek
świętego. W tłumie usłyszałem dziecięcy głos: Ale mamo co ten
pan mówi to nie jest św. Mikołaj, on nie ma czapki z pomponem i
jest za chudy... Po czym odzywa się mama tego malca i mówi: No tak
to nie jest św. Mikołaj... Dlatego bardzo bym prosił nie róbcie
swoim dzieciom krzywdy i nie przebierajcie się już więcej w czapki
z pomponami :-)